Myślę, więc nie ślę. Utrwala stereotypy, czy edukuje

Spot kampanii „Myślę, wiec nie ślę” opowiada historię dziewczyny, która wysyła chłopakowi fotkę

myślę wiec nie ślę

Fundacja Dzieci Niczyje za publiczne pieniądze stworzyła i propaguje spot reklamowy, który rozpowszechnia szkodliwe stereotypy na temat seksualności nastolatek i młodych kobiet. Fundacja nazywa to edukacją. Ja nazywam to utrwalaniem krzywdzących mitów.

Spot kampanii „Myślę, wiec nie ślę” opowiada historię dziewczyny, która wysyła chłopakowi swoją półnagą fotkę. Zdjęcie zaczyna krążyć w internecie i jest prześladowane wulgarnymi komentarzami. Dziewczyna jest załamana. Z kolei na plakacie promującym kampanię rozebrana dziewczyna zamiast bielizny ma na sobie obraźliwe komentarze: panna puszczalska, ale szmata, brałbym, bezwstydna suka. Twórcy kampanii starszą dziewczyny przed wrzucaniem fotek do internetu wizją wstydu i utraty godności.

Ja zajmuję się promowaniem kobiecej perspektywy w polskich rozmowach na temat seksu. Wiem, że największym problemem z jakim muszą się zmierzyć dziewczyny i kobiety jest świetnie funkcjonujący w naszej kulturze funkcjonuje i świetnie się ma „mit zdziry”. Nastolatka, albo kobieta, która pozwoli sobie na zaakcentowanie własnej seksualności strojem, zachowaniem albo wypowiedziami, naraża się tym samym na bezlitosną krytykę, ośmieszenie i odrzucenie. W zasadzie jeżeli tylko jesteś dziewczyną/kobietą i masz seks, możesz pewna, że prędzej czy później ktoś nazwie cię dziwką, puszczalską, wulgarną, niewyżytą. Jest w naszej kulturze ogromne społeczne przyzwolenie na to, że każdy przejaw seksualności nastolatek i kobiet może być wykorzystany przeciwko nam. Ta brudna logika opiera się na założeniu, że dziewczyny i kobiety same są sobie winne, wszystkich złych rzeczy związanych z seksualnością. I w ramach tego zacofanego i konserwatywnego społecznego mitu, nikt nie staje w obronie tych dziewczyn i kobiet.

Kampania „Myślę, więc nie ślę” świetnie się wpisuje w ten restrykcyjny wobec dziewcząt i kobiet społeczny stereotyp. Spot prezentuje, ze jedynym antidotum na falę internetowej nienawiści i pogardy na tle seksualnym może być uciszenie dziewczyny, która jest ofiarą lub może nią być. Nie ma ani słowa o tych, którzy piszą te obrzydliwe komentarze. Fakt, że można w taki sposób szczuć i dręczyć dziewczynę, jest przedstawiany w spocie jako coś oczywistego, nad czym w ogóle nie ma sensu dyskutować. Tak po prostu tak już jest i nic z tym nie można zrobić – sugeruje spot. To dziewczyna powinna wziąć się w garść: POMYŚLEĆ – to teraz nie miałaby kłopotów. A skoro nie pomyślała, to ma to, na co zasłużyła. Pozornie kampania troszczy się o dobro młodych dziewczyn w relacjach seksualnych, tylko ile jest warta ta troska skoro wynika z niej jedna, podstawowa informacja, że powinnyśmy żyć w strachu przed wulgarną oceną i dopasowywać swoje zachowania do agresywnego, anty-kobiecego środowiska?

Ten spot bazuje na strachu. To nic nowego w odniesieniu do sfery kobiecej seksualności. W naszym konserwatywnym społeczeństwie dziewczyny i kobiety stereotypowo straszy się seksem: że sprowadza je na złą drogę, że naraża na złą opinię, że eksperymentując ze swoją seksualnością ryzykujemy, że zostaniemy porzucone w ciąży, albo zgwałcone, albo wykorzystane, a na pewno odrzucone przez porządnych ludzi i odpowiednich facetów, którzy nie będą się chcieli z nami zadawać. Można tak długo wymieniać. Strach przed stratą reputacji, przed odrzuceniem, przed tym, że nikt nie będzie nas szanował i się z nami liczył, jeśli pozwolimy sobie na wyrażanie swojej seksualności, to ogromna siła, która trzyma w ryzach miliony dziewczyn i kobiet na całym świecie. Zawstydzanie, wywoływanie poczucia winy i zastraszanie przez odwoływanie się do ich zachowań seksualnych nie pomaga dziewczynom i kobietom. Niszczy nas i nie daje szans na odkrywanie i czerpanie radości ze swojej seksualności. Stoi na drodze do bycia jednocześnie nieustraszoną i odpowiedzialną. Powoduje, że kobiety przestają ufać sobie nawzajem, umieszczając się we wrogich obozach: tych porządnych, zasługujących na szacunek, i tych zdzirowatych nie zasługujących na nic dobrego i winnych wszystkich złych rzeczy, które im się przydarzają. Wzmacnia poczucie, że chłopakom wolno więcej i im więcej się wybacza. Na dodatek wprowadza w błąd, bo to nieprawda , że złe rzeczy przydarzają się tylko „niegrzecznym” dziewczynkom. Otóż przydarzają się wszystkim: tym „myślącym” i tym „nie myślącym”.

Można się obrażać na moją opinię i twierdzić, że spot ostrzega przed zjawiskiem, które występuje w prawdziwym świecie i którego należy się bać, żeby go unikać. Tylko, że jeśli rzeczywiście leży nam na sercu bezpieczeństwo młodych dziewczyn i kobiet, nie powinniśmy odwoływać się poczucia winy i strachu! Jeśli się będą bały i wstydziły swojej seksualności i rozmów o niej, będzie im trudniej wyznaczać własne granice, chronić je, protestować przeciw złemu traktowaniu, prosić o pomoc, szukać wsparcia i wpierać inne dziewczyny w podobnej sytuacji. Powinniśmy w kampaniach społecznych, w mediach i w codziennych rozmowach zawstydzać i straszyć tych, którzy wykorzystują seksualność dziewczyn i kobiet do obrażania ich i ośmieszania, a nie wskazywać, że gdyby ofiara zachowała się „bardziej przytomnie”, to uniknęłaby kłopotów.

A teraz powtórzę raz jeszcze, bo to jest bardzo ważne. Ten spot to nie jest edukacja, to jest wzmacnianie krzywdzących stereotypów, które prężnie krążą w naszym polskim krwioobiegu. Prawdziwa edukacja to wyrabianie w dziewczynach odruchu obrony swojego status quo oraz siły, dzięki której mogłyby się oprzeć presji rówieśniczej, zarówno jeśli chodzi o przymus „bycia seksi”, jak i przy odpieraniu zarzutów, że jest się już „dziwką”. To dawanie im narzędzi, żeby umiały wyznaczać własne granice w sferze seksualnej. Żeby nie poświęcały się i nie były zbyt „hojne” w nadziei, ze je ktoś polubi. Edukacja powinna wzmacniać naszą społeczną solidarność w obronie dziewcząt i kobiet, które atakuje się poprzez odwoływanie do ich seksualności. Edukacja powinna wskazywać winnych i oraz podawać mechanizmy pomocne w pociąganiu ich do odpowiedzialności. Naganne nie jest to, że młoda dziewczyna na etapie eksperymentowanie ze swoją seksualnością robi sobie roznegliżowaną fotkę. Naganne i niedopuszczalne jest to, że ktoś wykorzystuje to zdjęcie, żeby ją zastraszyć, ośmieszyć i upodlić. I o tym powinien być ten spot. Powinien być adresowany do rówieśników, którzy stosują cyber przemoc: „Myślę, więc nie gwałcę”. Bo to jest forma przemocy seksualnej – zaszczuć dziewczynę poprzez odwoływanie się do jej sfery seksualnej. Trzeba nauczyć się zwalczać prawdziwego wroga. Seksualność dziewczyn i kobiet nie jest brudna, ani zła. Ale przemoc z podtekstem seksualnym już tak.

Widziałam kiedyś mocną brytyjską reklamę społeczną. Dziewczyna i chłopak są na randce. On ją całuje, potem przytulają się do siebie. W pewnej chwili chłopak robi się coraz bardziej natarczywy, ona się szamoce, prosi: nie, nie rób tego. On nie zwraca uwagi na jej protesty i manipulacją oraz siłą wykorzystuje ją. Na koniec jest pokazane lustro, w którym chłopak ogląda swoje odbicie z ogromnym czerwonym napisem: „Gwałciciel”. Obawiam się, że gdyby ten spot był robiony w Polsce, na końcu w ogóle nie byłoby chłopaka, tylko przed lustrem stałaby zastraszona dziewczyna z podpisem: ”Dziwka”.  Ewentualnie ktoś „litościwy” podał by jej na końcu tego spotu telefon, pod którym mogłaby wyznać, „jak bardzo nie myślała”.

Autor
Joanna Keszka
fot.
Fotolia