Love bombing, bombarduj swoje dziecko miłością każdego dnia

Niewielu z nas ma pojęcie o istnieniu metody wychowawczej zwanej „love bombing”. Warto nadrobić zaległości.

jak okazywać miłość dziecku

Wiemy, że istnieją różne metody wychowawcze i „na dzień dobry” możemy podać kilka z nich. Nie wszystkie jednak są tak popularne, jak wychowanie autorytarne albo to z drugiego bieguna, czyli bezstresowe. Dlatego też niewielu z nas ma pojęcie o istnieniu metody wychowawczej zwanej „love bombing”. Warto nadrobić zaległości.

Jeśli nazwa tej metody od razu skojarzyła ci się z bombardowaniem miłością, to… słusznie. Na tym właśnie polega cała jej idea. Jednak jak właściwie można tą miłością bombardować? W jaki sposób, kiedy i czy w ogóle powinniśmy stosować tu jakieś ograniczenia?

Olivier James z miłością na tacy

Metoda wychowawcza „love bombing” została stworzona przez pewnego brytyjskiego psychologa dziecięcego o nazwisku Olivier James. Jak możemy się domyślić, celem jest pokazywanie dziecku jak największej porcji miłości. Jednak nie chodzi tutaj tylko o to, aby malec poczuł się dzięki temu dobrze. „Bombardowanie miłością” ma nieść za sobą cały szereg pozytywnych skutków wychowawczych i co najważniejsze – pomóc w pokonywaniu trudności rozwojowych. Oto konkrety:

  • Love bombing pomaga dzieciom, które mają problemy z opanowywaniem negatywnych emocji. Czyli świetnie nadaje się dla dzieci, które wpadają w histerię, nie radzą sobie z agresją i wybuchami wściekłości.
  • Metoda ta ma działać także na polepszenie się kondycji psychicznej u smyków przeżywających częste lęki. Maluchy te są często wycofane, nieśmiałe, bywa, że doświadczają koszmarów nocnych. „Love bombing” ma im pomagać.
  • Jak twierdzi brytyjski specjalista, jego metoda działa też korzystnie na stan zdrowia dzieci ze zdiagnozowaną nadpobudliwością psychoruchową, czyli z ADHD.
  • Dzieci często „bombardowane” miłością mają większe poczucie bycia bezpiecznymi oraz niższy poziom stresu. Jak podkreśla autor tej metody wychowawczej, wszystko z powodu zapewnienia im dużej porcji bezwarunkowej akceptacji, która przejawiana jest właśnie podczas okresów „bombardowania miłością”. Innym słowy, jest to metoda działająca na korzyść każdego dziecka, nie tylko tego „z problemami”.

Brzmi świetnie, prawda? To teraz dowiedzmy się, na czym właściwie polega takie „atakowanie miłością” naszej słodkiej latorośli.

Tylko dziecko – czyli na czym polega „love bombing”?

Love bombing ma być „zalewaniem dziecka miłością” w prawie dosłownym tego słowa znaczeniu. Robimy to, co kojarzy nam się z okazywaniem uczuć – przytulamy, całujemy, łaskotamy i głaskamy. Ale przede wszystkim – koncentrujemy swoją pełną uwagę na dziecku.

Olivier James podkreśla, że warto codziennie bombardować dziecko miłością przez 30 minut. Wydawałoby się – nic trudnego, prawda? Jeśli jednak skupimy się na analizie swoich codziennych dni, to nie wygląda to już tak łatwo. Często w pośpiechu traktujemy dzieci jak małe przeszkody, wyznaczając im zadanie tak, by – mówiąc wprost, nie przeszkadzały nam w wykonywaniu codziennych obowiązków. Idź pooglądać bajkę, pobawię się z tobą później, pobaw się z Olą – znamy to doskonale. W praktyce okazuje się, że nie znajdujemy dla malca nawet tych 30 minut.

Zgodnie z tą teorią, powinniśmy być bardziej świadomi przekładania tego czasu z dzieckiem na później. I w którymś momencie dnia musimy powiedzieć sobie „stop, teraz jest czas dla nas”. Siadamy więc np. na dywanie, szalejemy z malcem albo zabieramy go do kuchni i pod „przykrywką” wspólnej pracy obcałowujemy, rozmawiamy, skupiamy na nim pełną uwagę. Może być to też czas przed snem albo na spacerze – chodzi o to, aby dziecko usłyszało głośne „kocham cię” i je poczuło. Bez „przeganiania”.

Wyjazd w kontekście „love bombing”

Autor tej obiecującej teorii, poza codziennymi porcjami czułości, zaleca także wyjazdy ukierunkowane właśnie na pogłębianie relacji z malcem. Trzeba jednak podkreślić, że mówimy tu o krótkich, dwudniowych wypadach, a nie dwóch tygodniach.

W trakcie takich wyjazdów cała nasza energia powinna być skoncentrowana na dziecku. To ono ma wyznaczać aktywności, kierunek zabawy, powinniśmy pozwalać mu na łamanie codziennych zasad (oczywiście w granicach rozsądku – np. dziecko może wyjątkowo spać z nami, ale nadal nie może nas bić). Chodzi o to, by stworzyć rodzicielsko – dziecięcy pakt polegający na tym, że właściwie to czasem możemy zrobić wyjątek od nudnej codzienności i nacieszyć się sobą. Coś w stylu „mamy dzień w piżamach i na śniadanie jemy naleśniki z czekoladą, ot co”.

Aby „love bombing” przynosiło oczekiwane rezultaty, sami musimy wyznaczać takie domowe granice i – co szczególnie ważne, zawsze uświadamiać dziecko, że np. zasady na wyjeździe są wyjątkowe, a potem wracamy do starych ustaleń. Jeśli nasza pociecha nie jest w stanie jeszcze tego zrozumieć, to warto ograniczyć „love bombing” do częstych buziaków, przytulania i zapewnień miłości. 

Autor
Karolina Wojtaś
fot.
Fotolia