Dziecko przedmiotem sporu z teściową

Życie pod jednym dachem z teściową, która czuje obowiązek sprowadzić rodziców na słuszną drogę wychowania dziecka, jest bardzo trudne

sposób na teściową

Ceny za wynajem są wysokie, kryteria kredytowe rosną co roku, a u rodziców dwa puste pokoje - no i pomoc by się im przydała… wielu młodych ludzi podąża tym tokiem myślenia i decyduje się za zamieszkanie z rodzicami. A skoro z rodzicami to i z teściami. I dalej – skoro z teściową, to pojawiają się konflikty. Do tych największych dochodzi, gdy na świat przychodzi dziecko. Nasze dziecko, a jej wnuk.

Dla nas to „tylko wnuk”, dla niej „aż”. My uważamy, że ona nie ma prawa się wtrącać, bo od wychowania są rodzice. A ona twierdzi, że robimy masę błędów, przed którymi koniecznie musi nas uchronić. Konflikt, od malutkiego i okraszonego poradami „No załóż mu cieplejszą czapeczkę” przeobraża się czasem w awantury w stylu „Nienawidzę twojej matki, do wszystkiego się wtrąca i znowu dała Kubie te cholerne czekoladki! Zrób coś z tym!”

Brrr, brzmi okropnie. Z drugiej strony – nie oszukujmy się, właśnie tak to często wygląda. Życie pod jednym dachem z teściową, która czuje wielki obowiązek sprowadzić nas (rodziców) na słuszną drogę wychowania dziecka, jest bardzo trudne i wymaga ogromnej dozy tolerancji. Jeśli jej zabraknie, pojawia się niechęć, złość, w końcu prawdziwa nienawiść i oczywiście na deser – małżeńskie kłopoty. Nie brzmi ciekawie, więc warto wiedzieć, jak na tym popracować.

Zrozumieć teściową

Pierwszą rzeczą, którą warto zrobić w kierunku osiągnięcia dobrych stosunków z teściową jest po prostu zastanowienie się, dlaczego ona zachowuje się tak, a nie inaczej i próba „wybielenia jej” w swoich oczach. Zmiana nastawienia,  którą w ten sposób wypracowujemy, jest bardzo ważna, bo pozwala nam zrozumieć, że nie mamy do czynienia z wredną jędzą robiącą nam na złość, ale z babcią, która naprawdę kieruje się dobrymi intencjami – bo przecież kocha nasze dziecko.

Warto jak mantrę powtarzać sobie „ona to robi, bo chce dobrze” – pozwoli to nam przynajmniej „nie nakręcać się” pod kątem napływu złych emocji. Trzeba też pamiętać, że dla niej zajmowanie się i interesowanie naszym dzieckiem jest zwyczajnie bardzo przyjemne.

Na co jesteś w stanie przymknąć oko?

Cóż, zła wiadomość jest taka, że jeśli żyjemy w czyimś domu, to musimy nieco „nagiąć” swoje zasady w imię poprawnych relacji. Dlaczego? Otóż dlatego, że gospodarze także te zasady naginają, znosząc niewygody związane z dodatkowymi lokatorami – nie wolno nam zapominać o tym, że dzięki temu zaoszczędzamy ogromne pieniądze.

Nie oznacza to bynajmniej, że od teraz to właściwie można zakleić sobie buzię i nie wolno nam wypowiadać się w kwestii wychowania własnego dziecka – nic z tych rzeczy. Jedyne, co musimy zrobić, to z długiej listy „uważam, że” wyodrębnić te kwestie, na których nieprzestrzeganie możemy przymknąć oko.

A dokładniej? Nie ma sprawy -  nie będziesz tolerowała tego, że twoje dziecko dostaje czekoladę przed obiadem, ale już na słodki kompot zamiast wody do picia przymkniesz oko. Nie zgadzasz się na to, aby ukarane dziecko znajdowało pocieszenie w ramionach babci ani na podważanie twojego autorytetu (i słusznie), ale już przymykasz oko na drobne zabawki albo przedłużanie przez babcię limitu bajek. I tak dalej.

Przemyśl dokładnie, które punkty są dla ciebie absolutnie ważne, a które mnie. I powstrzymaj się przed podnoszeniem alarmu przy naruszeniu tych z drugiej grupy.

Rozmowa z mężem, czyli wspólny front

O swoich przemyśleniach warto, a nawet trzeba porozmawiać z partnerem. To bardzo ważne głównie dlatego, że znając nasz punkt widzenia (i rozsądne podejście przedstawione powyżej) będzie tworzył z nami wspólny front. I kiedy twoje dziecko umorusane czekoladą odmówi zjedzenia obiadu, nie powie: „Nie przesadzaj, kochanie”, tylko „Mamo, umawialiśmy się na pewne zasady”. Razem tworzycie siłę i przy okazji unikniecie tym samym wypalających kłótni.

„Musimy porozmawiać, mamo” – aby wszystko było jasne

Rozmowa z teściową to niezbyt przyjemny, ale konieczny punkt. Uwaga! Tylko pod warunkiem, że dostrzegamy pewne „zgrzyty”. Jeżeli rodzi się malec, a teściowa ledwo co na niego spojrzała, to nie „wyskakujmy” z listą jej zachowań, których akceptować nie będziemy. Aż prosi się o protest z jej strony. Reagujmy, gdy jest taka potrzeba.

Podczas takiej rozmowy warto powstrzymać się od uzasadnień w stylu „To moje dziecko i ja tu decyduję”. Zamiast tego, wykorzystajmy fakt, że pewne rzeczy wpływają na dziecko dobrze, a inne – nie. Inaczej rzecz ujmując, użyjmy słów: „Mamo, aby Zuzia była posłuszna i rozumiała pewne zasady, musimy trzymać się ich wszyscy. Niektóre z nich są dla mnie bardzo ważne i dla Piotrka (męża) też. Proszę cię zatem, żebyś je uszanowała i….”

Cały czas podkreślajmy dobro dziecka, bo to o nie przecież chodzi. Jeśli zależy nam, aby córka nie jadła niczego po wieczornym myciu zębów, mówmy o próchnicy. Przy nadmiarze słodyczy mówmy o otyłości i wyśmiewaniu, a także o chemii w takim jedzeniu. Szukajmy argumentów, które trafią do serca teściowej i najmocniej ją przekonają. Bo o prawdziwym sukcesie można mówić dopiero, gdy nasz punkt widzenia stanie się… i jej zdaniem. Wbrew pozorom, to wcale nie jest takie trudne. I możemy nawet się zdziwić, gdy usłyszymy, jak nasza teściowa mówi poucza koleżankę, by dawała dziecku wodę, bo przecież „ta próchnica butelkowa…”. 

Autor
Karolina Wojtaś
fot.
Fotolia