Wizyta patronażowa położnej – co warto wiedzieć?

Czy mam prawo odmówić wizyty patronażowej, co położna powinna sprawdzić, o co możemy ją zapytać - co warto wiedzieć o wizycie położnej.

wizyta patronażowa położna

Pomoc młodej mamie – taki główny cel mają poporodowe wizyty patronażowe. Tyle teoria i tyle właściwie wie każda z nas. W praktyce nie wiemy, czy mamy prawo odmówić takiej wizyty, nie wiemy, też, co położna powinna sprawdzić, o co możemy ją zapytać. Warto więc zebrać te wszystkie wątpliwości – oto wszystko, co warto wiedzieć o wizycie położnej.

Wizyta patronażowa - kto i po co?

Wizyta patronażowa to po prostu wizyta położnej. Wiele kobiet zastanawia się, kto w ogóle pojawi się w ich domu i czy możemy mieć na to jakikolwiek wpływ. Otóż tak, możemy.

Bardzo często sprawa jest dość oczywista – jeśli dokonałyśmy wyboru już przed porodem, to taka sama położna, która towarzyszyła dziecku w  przyjściu na świat, odwiedzi go później w domu. W pozostałych przypadkach należy udać się do przychodni lekarskiej i złożyć deklarację wyboru położnej. Jeśli tego nie zrobimy, przychodnia zadecyduje za nas.

Położna środowiskowa przychodzi do domu noworodka zwykle następnego dnia po wypisie ze szpitala, choć może to nastąpić nieco później. Ogółem, w ciągu pierwszych tygodni życia dziecka położna może przyjść 6 razy, chociaż zdarzają się przypadki, że pojawia się tylko raz.

W zależności od przychodni, warto dopytać, czy istnieje możliwość skontaktowania się z położną w celu umówienia konkretnej godziny odwiedzin. Obecnie bardzo wiele położnych z chęcią na to przystaje, chociaż – znowu, możemy natrafić na mniej wyrozumiałą „ekipę” medyczną.

Jeśli nie debiutujesz w roli matki i wiesz już, co i jak, możesz zastanawiać się nad tym, czy istnieje możliwość zrezygnowania z takiej formy opieki. Teoretycznie jest to możliwe – wizyta patronażowa jest twoim prawem, nie obowiązkiem. Z drugiej jednak strony, przychodnia lekarska może wówczas uznać to jako niepokojący sygnał i wysłać informację do ośrodka pomocy społecznej. Wszystko po to, aby sprawdzić, czy powód odmowy nie wiąże się np. z patologicznym środowiskiem domowym. Podsumowując – dla własnego spokoju warto przyjąć położną w domu. Zwłaszcza, że mogą być to naprawdę pomocne wizyty.

Założenia wizyty patronażowej są bardzo proste – położna ma pomóc młodej mamie w opiece (nie tyle doraźnie, co poprzez podanie przydatnych informacji i demonstrację) i ocenić, czy opieka nad dzieckiem przebiega bez zarzutu. W praktyce – bywa różnie. Niektóre matki skarżą się na położne, które np. tylko oglądają pępek dziecka i znikają. Warto zatem wiedzieć, jak taka wizyta powinna wyglądać.

Wizyta patronażowa – jak powinna przebiegać?

Idealnie jest wtedy, kiedy położna dzwoni do młodej mamy i umawia się na spotkanie – poprawia to komfort wizyty i zmniejsza prawdopodobieństwo, że położna nie zastanie nikogo w domu.

Pierwszy punkt spotkania to oczywiście rozmowa. Położna powinna dokładnie zebrać wywiad, pytając nie tylko o samo dziecko, ale też o ciebie. Typowe pytania dotyczą samopoczucia fizycznego i psychicznego, odczuwanych dolegliwości, krwawienia, stanu piersi.

Następnie położna przechodzi do właściwego badania. Ocenia gojenie się twojego krocza albo rany po cesarskim cięciu – wiele położnych zdejmuje także młodym mamom szwy. Ocenia także to, jak kurczy się macica oraz ogląda twoje piersi. Warto korzystać z tej pomocy i pytać o problematyczne kwestie – np. piekące brodawki, obrzęki, nadmiar mleka.

Ostatecznie badaniu podlega najmłodszy z towarzystwa. Położna ocenia jego ogólny stan, gojenie się pępka (może też zdjąć klamerkę albo lekko przyciąć kikut), ogląda też skórę maluszka.

Bardzo duża rola położnej polega na pomocy w kontekście udzielania informacji. Jeśli masz jakiekolwiek nurtujące pytania – pytaj! O to, jak przystawiać dziecko (położna może też sama poprosić, abyś zademonstrowała sposób karmienia oseska), jak kąpać, jak uspokajać czy przewijać. W trakcie słuchania tych porad zwalcz w sobie poczucie bycia pouczaną – nie chodzi o to, by pokazać ci twoją niekompetencję, ale rzeczywiście pomóc!

fot.
Fotolia